Tag Archives: Hagia Sophia

W stronę słońca. Zanzibar.

Na parapecie leży Mieszko (maska przywieziona z Tanzanii), za oknem dobijająca szarość późnego popołudnia, za ścianą słychać stukanie piorących się butów, a w głowie myśli, o tym, że jeszcze 13 dni temu  byłam w Tanzanii i rozkoszowałam się jej pięknem.

Nigdy wcześniej nie przyszła mi do głowy Tanzania jako cel podróżniczy. Tajlandia milion razy, ale Tanzania?  Życie jest tak piękne, że okazje same pukają do twoich drzwi. To od Ciebie zależy, co zrobisz. Brak decyzji to też wybór, a okazje pukają tu i teraz. Nigdy nie mamy pewności czy to, czego odmówiliśmy sobie wczoraj zapuka raz jeszcze za rok, dwa. Dlatego też, kiedy Ania napisała do mnie: Heichel jedziesz ze mną na Zanzibar? (będąc pewna, że napiszę: nie, bo…) powiedziałam: Tak, przecież po to poszłam pracować do korpo, dość już odkładania marzeń na później. Faktem jest też że trafiła idealnie na moment: ‚co ja robię tu …uu[…]’

Kupiłam bilet i na dwa miesiące zapomniałam o Tanzanii. Obudziłam się, gdy Ania zaczęła się pakować, a ja zdałam sobie sprawę, że tydzień przed podróżą to czas, kiedy powinnam już pomyśleć o stroju kąpielowym. Co tam strój, to czas w którym powinnam sobie zdać sprawę, że naprawdę wyjeżdżam. Szczepionka załatwiona przed świętami, plecak pożyczony od kuzynki i wszyscy wokół szczęśliwi, że jadę w takie miejsce. A ja ? Docierał do mnie tylko fakt, że brakowało mi 300$. W każdym razie w piątek, 15 stycznia 2016 roku, spakowałam letnie rzeczy, mugga, 250 długopisów dla dzieciaków, crocsy, kilka kremów przeciwsłonecznych, olejek kokosowy, etc i ruszyłam na lotnisko w Krakowie. Na lotnisku czekał na mnie autobus do Pragi ( brzmi to co najmniej paradoksalnie, nie?). Jechałam w towarzystwie Brazylijczyka i Francuza, i wszyscy skakaliśmy  z radości (a raczej z zimna czekając w nocy na pociąg w Ostravie). Już o 6 rano Praga wzięła mnie w ramiona. Dotarłam do hotelu Three Crowns gdzie urzędowała Ania, padłam na 2 godziny i potem powoli myśli nabierały tempa, że wieczorem będę już w ?

Turcji.

W Istambule spędziłyśmy jeden dzień. Droga do hotelu (Lotus) Ahmeda była długa i zawiła. Krążyłyśmy w kółko po Stambulskim Kazimierzu i w końcu któryś z kolei mężczyzna wskazał nam nasz obiekt. Wystrój hotelu można by rzec – światowy.

Kuchnia iście amerykańska: czerwone kanapy, duże okna etc. W pokoju: czajnik na łóżku, sztuczne kwiaty nad lustrem, i żarówka o najmniejszej mocy w łazience. Ania była obsypywana miłosnymi wyznaniami i wizytówkami właściciela hotelu do samego wyjazdu.

Niedziela.

W mieście  praktycznie nie było turystów ( kilka dni wcześniej przy Blue Meczecie miał miejsce atak terrorystyczny). Miałyśmy ambitny plan zwiedzania, jednak gdy tylko znalazłyśmy się na terenie Spice Market (po wcześniejszym prześwietleniu, czy nie mamy bomby), już wiedziałam, że mogę tu długo zabawić zachwycając się wszystkim od miedzianych czajniczków do biżuterii. Jak ja się hamowałam- proszę Państwa ! Przecież to dopiero początek podróży, muszę mieć miejsce w plecaku i siłę, by go dźwigać !

Faktem jest,że tyle ile wytargowałam w Istambule, nie wytargowałam jeszcze w żadnym miejscu. Jak to twierdzi Ania: Turcy tak gapili się na mój ‚afrykański tyłek’, że płaciłam wszędzie tyle, ile uważałam za stosowne.

-Ile kosztuje ten talerz ?

-20 lirów ( 3 liry=1e)

-hm, ale on tu ma…. o plamkę ma !

-ok,15 ?

-20, ale biorę jeszcze: podstawki pod herbatę sztuk 3 i miseczki na torebki z herbaty sztuk 3 i 2 magnesy

-NO WAY

-Uśmiech od ucha do ucha i po sprawie !

Niestety ze względu na okulary Prady na nosie Ania miała nieco gorzej…

Nie mogę pisać o Turcji bez słowa o pogodzie.

Deszcz lał strumieniami cały dzień. W planie Hagia Sophia, Blue Meczet, Grand Market, a w butach dziura i powódź.

Wejście do Hagia Sophia nie należało do najtańszych (10e), jednak fakt, że nie wiem czy będę mieć jeszcze taką okazję był decydujący. Największe wrażenie wywarły na mnie biegające po całym obiekcie koty. Samą bazylikę powinno się zobaczyć i docenić ze względu na historię, ale nie było to jedno z najpiękniejszych miejsc, w których byłam albo po prostu nie mój klimat. Nocą na pewno przedstawia się ładniej. Tutaj też zepsuł się aparat Ani (wielka szkoda, że na początku wyjazdu).

Pięknym miejscem okazał się Blue Meczet jednak ze względu na pogodę i zdjęcia z telefonu piękna tego nie ujrzycie 🙂

Wylewanie wody z butów  przed wejściem i zakładanie ich z powrotem przy wyjściu z Meczetu, a potem ponowne ich ściąganie w trakcie kontroli na lotnisku pozostanie w mej pamięci jako nauczka na przyszłość: zawsze wyposażyć się w coś przeciwdeszczowego.

Długo kręciłyśmy się też po Grand Market, jednak jedyne co widziałyśmy to morze straganów z podróbkami Nike etc. Godziny w deszczu i plecaki  25-30 kg odebrały nam możliwości i siły by brnąć w to dalej.

Istambuł jest miejscem do którego wrócę z pustą walizką do zapełnienia 😉

Zaczynam skromnie, by z marszu nie raził Was w oczy lazurowy kolor Oceanu Indyjskiego wokół Zanzibaru. To zostawmy sobie na jutro !