No i nastał dzień, w którym trzeba było spakować manatki i ruszyć dalej. Nigdy potrafię określić, czy zmiana jest dla mnie wielkim wyczekanym wydarzeniem, czy tylko wzbudza we mnie przeogromny lęk. W tym wypadku była to czysta ciekawość.
Tuż po śniadaniu Ania pożegnała się czule z koleżanką -medium z Finlandii. Na do widzenia Maria rzuciła jej tekst:’ wiesz, że znamy się od dwóch żyć ? Sprawdziłam to, dlatego nas tak do siebie ciągnie !’ Jak mogłaś mi Ania nie powiedzieć, że znacie się taaaak długo, no wiesz co ?!
Ostatni spacer, ostatnie śniadanie, ostatnia kąpiel w oceanie, wymiany zdań z małpami i w drogę !
Zatrzymałyśmy się oczywiście u naszego wspaniałego Pana Sklepikarza, by kupić wodę i się pożegnać. Dostałyśmy nawet prezent !!! Pasiastą reklamówkę z ceraty !
Oczywiście przyplątał się do nas MUZUNGU- mieszkający w Zagrzebiu Włoch. Chciał się z nami zabrać taksówką. My na ‚shared taxi’ zawsze chętne, w końcu im nas więcej, tym taniej! Niezadowolona była tylko jedna osoba: kierowca !
Co to była za podróż ! Parę chwil,a już zdążyłyśmy się dowiedzieć, że Chwaka to nie to, czego szukał nasz o/upalony kolega. Ania stwierdziła, że dłuższa podróż z nim i upaliłaby się samym zapachem ;-).
Generalnie jego zdaniem Chwaka to ‚najgorsze miejsce na Zanzibarze’. Dlaczego, zapytacie ? Otóż nie ma imprez !!! Dlatego też mimo, że zapłacił z góry za tydzień zmienia miejsce już po kilku godzinach na Paje (ach ten jego włoski akcent [pAAAAdże]).
I pomyśleć, że to cisza przyciągnęła tutaj dwie dziwne białe kobiety, a nie impreza jak w Costa Brava. Także niestety musimy pogodzić się z tym, że głównej roli w ‚Pamiętniki z wakacji’ już nie dostaniemy.
Po drodze zatrzymała nas tutejsza policjo-mafia sprawdzająca papiery kierowcy (licencja taksówkarza, to rzecz rzadko spotykana, więc kończy się jak na Ukrainie: parę $ i Adios Amigos). Gdy tylko zobaczyłam trzymającego karabin policjanta w uniformie ( w szlafroku), to wierzcie mi skupiałam wszystkie mięśnie, by się tylko nie zacząć śmiać. Dlaczego szlafrok ? Może to coś odpowiadającego skórzanemu płaszczowi w rosyjskiej mafii, inny klimat, więc i inny materiał?
…
Generalnie podróż byłaby, krótka, gdyby nie to, że Włoch nie wiedział, gdzie się znajduje jego ‚hotel’. Dosiadł się do nas tutejszy, który jak legenda głosi; znał to ‚słynne’ miejsce i po 15 minutach błądzenia dotarliśmy do kwatery naszego współtowarzysza. Z tą wyprawą już zawsze będzie mi się kojarzyć tropikalny pot wszystkich mężczyzn z taksówki. Czyli ostry, odbierający życie ‚zapach’ Blee.
Już tylko kilka chwil i jesteśmy w
RAJU !
Niby Zanzibar, a jednak inaczej. Więcej ludzi, ale też więcej folkloru, więcej suahili, więcej wspaniałej muzyki (nie mylić z imprezami), więcej afrykańskiego życia!
Dostałyśmy klucze do naszego gniazdka. Miałyśmy aż 3 łóżka ! Nie skłamię jeśli powiem, że sama łazienka była wielkości ostatniego domku! Powietrze stało, czyli norma. Jedynym problemem był brak prądu: tymczasowy oczywiście, ale odpowiedzią na pytanie: kiedy można się spodziewać dostawy prądu było:
„POLE, POLE, HAKUNA MATATA” co oznacza mniej więcej:
Wyluzuj Muzungu z Euuuropy czy jak jej tam.
Brak prądu, brak neta = czas na zrobienie prania, rozeznanie wokół, spacer i plany na najbliższe dni, smoothie z MANGO i soku z kokosa oczywiście ! Czytanie, rysowanie, PODZIWIANIE.
Internet znajdujemy kilka godzin później przy lodówce w restauracji. Przydał się, aby powiadomić najbliższych, że jesteśmy na miejscu.
Zachwyt, wdzięczność za najlepsze potrawy wegetariańskie jakie kiedykolwiek jadłam (ciecierzyca w sosie kokosowym)i nowo poznanego towarzysza: PSA
Jak się okazało towarzyszów było więcej, ponieważ pojawił się prąd w naszym ‚zamku’. Niestety wcześniej niż my. Czekało na nas pozapalane światło i Zanzibarska Arka Noego: tysiące niezbyt uroczych hiper mrówek wielkości paznokcia, komary, jaszczurki, kupki (no ja nie wiem kto się tam załatwiał), kraby (kopnęłam gościa ze strachu, że mnie zje: wybacz mi Boziu) i hiper konik polny.
I znów te moje lęki: co jest lepsze szczur widmo, czy jaszczurki i mrówki, jak ja u licha będę chodzić do łazienki w nocy jak mamy wykładzinę z mrówek.
-Ania, będę grzeczna tylko please mogę spać z tobą???!!!
-Nie no Heichel, mamy trzy, powtarzam trzy łoża małżeńskie !
-Ale mamo, mamo <sarkazm> mamy jedną niedziurawą moskitierę i mnóstwo ‚gości’.
-Dobrze dziecko, żeby mi to było ostatni raz !
-^^
A już jutro wyprawa do wioski, pierwsze koty za płoty z DalaDala i JOZANI PARK (jungle) trzeba przecież skorzystać z możliwości zobaczenia większej ilości zwierząt skoro w domu mamy ich ‚za mało’.
M
PS Nie załamałam się krytyką haha. Po prostu się zawiesiłam i witałam z N po jego powrocie z Dubaju. Plan jest taki, by pisać dalej i już ! A jedyne co możecie zauważyć, to, że każdy komentarz jest dla mnie WAŻNY !
Asante Sana.